0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

Logo Co robić kiedy dziecko...

Newsletter z dnia 19.11.2025

Dnia 5 listopada wysłałam Ci e-mail o tym, co sądzę o słowach 'dziecko mnie nie słucha'. Wróć proszę do niego, jeśli chcesz lepiej zrozumieć mój dzisiejszy mail i odpowiedź na opinię, że to jest za duże rozkminianie, a dziecko pewne rzeczy ma po prostu zrobić. I przygotuj sobie kawę lub herbatkę, bo będzie dziś nieco dłużej.

🎧 Odcinek nr 8 już jest. Dziecko ciąąąągle nudzi o bajkę

– Ja chcę Skye! Tylko jeden odcinek!
– Tosiu, miałyśmy umowę. – przypomniała mama. – Oglądasz za dużo bajeczek. Może jesteś głodna? Zrobię nam coś…
– Nie jestem głodna! – przerwała z rykiem dziewczynka i podbiegła do stołu, na którym o poranku zostawili tablet. Chwyciła go w rączki i włączyła. – Chcę bajkę. Chcę obejrzeć!

Posłuchaj dalej: o tym, jakie nudzenie o bajkę jest męczące😡, dlaczego dzieci tak robią oraz co tu pomoże. Zapraszam 💖

.Pokrótce przypomnę: 2 tygodnie temu pisałam o tym, że staram się nie skupiać na tym, że 'dziecko mnie nie słucha', tylko nazywać to neutralnym językiem i sprawdzać, czemu się tak zachowało i jakiego potrzebuje wsparcia. 

Jedna z czytelniczek newslettera podzieliła się ze mną opinią, że to brzmi jej jak nadmierne rozkminianie, czemu dziecko czegoś nie zrobiło, a przecież niektóre rzeczy się po prostu robi (jak odniesienie talerza po śniadaniu). I to nie jest dobre, by ciągle tłumaczyć dziecko, że jest zmęczone, nie w humorze i go wyręczać. 

I tu otwiera się we mnie niezliczona liczba refleksji 🙂 

---------------------

Po pierwsze, przepraszam, jeśli mój przekaz sugerował, że powinno się dziecku zawsze odpuszczać i robić rzeczy za niego. Absolutnie nie chciałam tego przekazać i pewnie za mało to zaakcentowałam.

Po drugie, skupiłam się wtedy się przede wszystkim na tym, że częste powtarzanie i generalizowanie 'dziecko mnie nie słucha' tworzy niestety silną, niekorzystną etykietkę, która nie pomaga. 

Po trzecie, uważam, że nadmierna uwaga na słowach i myśleniu, że "dziecko nie słucha", buduje napięcie i złość. Sprawia, że możemy przeoczyć coś ważnego, co stoi za zachowaniem dziecka. 

Po czwarte, zaproponowałam na końcu maila, że jak już nazwiemy neutralnie zachowanie dziecka, to możemy pomyśleć, co zrobić, żeby ta współpraca szła nam lepiej. Wymieniłam kilka dróg: sprawdzenie, co dziecku przeszkadza we współpracy, zastanowienie się, czy potrafimy dobrze stawiać granice i przyjrzenie się zasadom panującym w domu (czy są one jasne, klarowne, czy mają swoje konsekwencje)? 

Wydaje mi się, że nigdzie nie napisałam, żeby dziecku zupełnie odpuścić, skoro jest zmęczone lub nie w humorze. Ale rzeczywiście może niezamierzenie wysłałam taki błędny przekaz. 

---------------------

Doskonale też rozumiem autorkę tej opinii! Jejku, jak ja bym chciała, żeby dzieci zawsze z automatu coś robiły i koniec, bo tak trzeba. Żeby się po prostu zawsze słuchały. Marzę o tym jak każda chyba mama 😉 I wiem też, że mogę ich do tego zmusić. Mogę czymś zagrozić czy krzyknąć. I to mi się też oczywiście zdarza, kiedy zmęczenie sprawia, że nerwy mi puszczają. Ale wtedy — nawet jak to zrobią coś, co chciałam, to się nie czuję z tym OK. Nie chcę na krzyku budować współpracy. Chcę brać pod uwagę to, co im aktualnie w duszy gra. 

---------------------

Pewne rzeczy się robi. Po co to rozkminianie. 

Okay, to takie dwie historie. Może one lepiej podpowiedzą, o co mi chodzi. 

Jedno z moich dzieci od maleńkości nie chciało dużo chodzić. Do wieku 3-4 lat chciało być na okrągło noszone na rękach, bo "bolą nóżki". Wieczorami stosunkowo często nie miało siły na krztynę współpracy. Kładło się na ziemi i żądało, by we wszystkim mu pomóc. Możesz sobie wyobrazić, jakie to było wykańczające dla nas... I jakie trudne dla mnie, bo nie działały na to dziecko nawet podpowiedzi RIE.

Na szczęście, ponieważ mocno miałam już wbite wtedy w głowę, że musi być jakiś powód, to zazwyczaj udawało mi się zachować cierpliwość. Jasne, że w głowie huczało mi "no po prostu ma chodzić na nóżkach, nie będę tego rozkminiać" i czasami wkurzałam się na to dziecko. Ale generalnie czułam, że o coś chodzi. Dlatego więcej to dziecko nosiłam na rękach i więcej pomagałam w wieczornych kryzysach, jednocześnie ciągle szukając, co jest powodem, bo oczywiście nie miałam zgody na to, by ciągle temu dziecku odpuszczać. 

W końcu kiedy dziecko podrosło, było w stanie powiedzieć nam i lekarzowi więcej. W końcu pokazało dokładnie, w którym miejscu bolą go nogi. A po kilku wizytach u różnych fizjoterapeutów dowiedzieliśmy się w końcu, że stopy są niewydolne przez koślawą budowę stawu skokowego i to może skutkować tym, że dziecko czuje ból i jest rozdrażnione. Pomogły masaże, wkładki, rozciąganie. Nie zmuszanie. I nagle dało się chodzić więcej i wieczorami lepiej współpracować. 

Druga historia. Jestem Justyna. Mam 37 lat i wiem, że pewne rzeczy się po prostu robi. Dlatego nawet jak padam na twarz, to najpierw odniosę talerz, posprzątam po obiedzie, schowam rzeczy do lodówki, wyniosę śmieci, wyciągnę rzeczy z pralki, załaduję nowe pranie, itd, itd. Rozumiesz mnie może? Zawsze jest coś do zrobienia. I chciałabym umieć częściej spojrzeć na swoje zasoby i przestać się zajeżdżać, bo "trzeba to zrobić", tylko z życzliwością i akceptacją dać sobie zgodę na 5 minut przerwy. Bo nie wszystko musi być zrobione od razu. Ja się tego mozolnie uczę teraz. Mam nadzieję, że moje dzieci będą lepsze w te klocki. 

--------------------- 

Oczywiście! Jest też ryzyko nadmiernego wyręczania dzieci i odpuszczania im. Myślę, że w dzisiejszych czasach, kiedy nam się ciągle spieszy, to ogromne ryzyko, bo przecież my dorośli wszystko szybciej zrobimy. Raz dwa podniesiemy piżamkę za dziecko, zamiast czeeeeekać, aż wróci i to zrobi. Posprzątamy za niego, zamiast mu przypominać kilka razy. 

Nauczenie dziecka współpracy to zgoda na zwolnienie tempa. Ja nieustannie muszę siebie stopować, by czegoś za dzieci nie zrobić, bo mój wewnętrzny motorek jest ciągle gotowy do szybkiego działania.  

---------------------

Dlatego budowanie współpracy w takim wypadku to dla mnie szukanie złotego środka. Staram się ich nie wyręczać i jednocześnie pamiętać, że dzieci męczą się szybciej niż ja i że dla nich po prostu pewne rzeczy nie są ważne tak, jak dla mnie. 

I to ogromnie obszerny temat, więc tylko skrótowo poruszę kilka spraw: 

Bardzo pomaga mi uważna obserwacja.  
Ja często wiem, kiedy mojemu dziecku po prostu nie chce się czegoś zrobić, a kiedy stoi za tym jakiś większy powód. Jeśli podejrzewam coś 'grubszego', to staram się odłożyć coś, co ma zrobić dziecko na później. Jeśli tylko mogę, opiekuję najpierw potrzebę dziecka. Czasami zapisuję na tablicy suchościeralnej, by nie zapomnieć, że dziecko ma coś zrobić potem, gdy odpocznie / zje / poprzytula się. 

Zauważyłam, że jeśli sporadycznie zaoferuję mojemu dziecku więcej wsparcia, bo ono się źle czuje, to wcale nie wpływa to na to, że ono potem to wykorzystuje. 

Niektóre kwestie obchodzę budowaniem nawyków. Odniesienie talerza ze stołu to dla mnie nawyk, nad którym mocno pracowałam z dziećmi. Teraz zazwyczaj dzieci robią to automatycznie, nawet gdy nie czują się najlepiej. Jeśli o tym zapomną i bardzo nie chcą wrócić do stołu, aby to zrobić, to dla mnie zazwyczaj jest znak, że dziecko coś gryzie lub jest wyjątkowo zmęczone. I tak zazwyczaj jest. 

Korzystam też z własnych systemów, drukowanych list zadań, jasnych zasad i konsekwencji do włączania dzieci w sprawy domu. Na przykład od kilku miesięcy mamy dyżurnego na każdy dzień. To dziecko pomaga tego dnia z rozładowaniem zmywarki, przygotowaniem obiadu i posprzątaniem po nim. Dzieci wybrały same, jaka będzie konsekwencja tego, kiedy nie wywiążą się z zadań w swoim dniu dyżuru. Z każdym tygodniem działa to coraz lepiej.

Oczywiście takie strategie nie są dla każdej rodziny. Ja lubię je tworzyć razem z dziećmi i biorę na siebie rolę project menadżera. Dzięki temu mniej się wkurzam, denerwuję i rozkminiam. Mamy jasne zasady i jasne konsekwencje, które motywują też dzieci do wysiłku. 

---------------------

Podsumowując, moja strategia jest taka:

Unikam etykietki 'nie słucha'. Sprawdzam, dlaczego dziecko nie zrobiło tego, o co proszę. Podejmuję decyzję, co teraz: odpuszczam, cisnę czy odsuwam w czasie. Świadomie pracuję nad lepszą współpracą w różnych obszarach. 

Oczywiście to wszystko jest bardzo ogólne. Nie lubię rozmawiać na takim poziomie, bo najlepiej tłumaczy się to na przykładach, ale nie mogę tu poruszyć wszystkich możliwości. 

Jeśli coś jest nadal niezrozumiałe lub zastanawiasz się, jak to przełożyć na konkretną sytuację z dzieckiem, napisz do mnie 🙂 

******

Chcesz zadać swoje pytanie? Napisz do mnie lub podeślij anonimowo tutaj. 


Trzymaj się ciepło!

Justyna

P.S. Możesz baaaaardzo wesprzeć mnie i moją działalność 🙏

📩 odpisać na tę wiadomość lub dodać mnie do listy kontaktów, żebym nie wpadała do spamu
🔄 polecić i przesłać ten newsletter dalej w świat
☕ postawić mi wirtualną kawę

Dzięki! Mocno wierzę, że każda akcja wspierająca promowanie rodzicielstwa RIE wywołuje uśmiech jakiegoś dziecka na świecie 👧👦

I NIE ZAPOMINAJ, że możesz wysłać mi anonimową wiadomość, o czym chcesz przeczytać w kolejnych newsletterach.

P.S.2. W TYM TYGODNIU POLECAM... 

NIKO to dwujęzyczna książka, idealna, jeśli rodzina chce wprowadzić więcej angielskiego do codzienności. Część o polskich tradycjach Bożonarodzeniowych ma proste słownictwo i jest fajną lekturą na grudniowy czas. U nas sprawdziło się na wiek 3-6 lat.O książce


Sztaluga
Idealne zajęcie na długie, zimowe dni, kiedy dłużej siedzimy w domu. Dziecko może poczuć się jak mały artysta 🙂 Bardzo często w Pepco lub Action można znaleźć małe sztalugi, idealne na stolik i dla dziecka. U nas sprawdziło się dobrze od wieku 4 lat. 

menu
linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram