"Byłam wspaniałą matką, dopóki nie miałam własnych dzieci.“
Adele Faber, Elaine Mazlish
"Dziecko najwięcej miłości potrzebuje wtedy, gdy najmniej na nią zasługuje.”
Andrzej Majewski
"Ognia ogniem nie ugasisz”
Kiedy najstarsza córka miała 7 miesięcy z ciekawości poszłam na warsztaty dla rodziców z dziećmi organizowane przez Asię Bzdzion (Rodzic Lider). Nie miałam jeszcze wtedy zbyt wielu wyzwań w rodzicielstwie. Córka była spokojna, ładnie jadła i spała. Nie miałam pojęcia, co mnie jeszcze czeka;-) I niesamowicie jestem wdzięczna za to spotkanie na tak wczesnym etapie rozwoju mojego dziecka.
Asia otworzyła mi oczy na nowe podejście do dzieci i odmienny sposób postrzegania ich wymagających zachowań. Zaczęłam czytać książki Jespera Juula, Adele Faber i Elaine Mazlish, blog Janet Lansbury (podejście RIE) i innych współczesnych autorów. Pamiętam, że na początku byłam ogromnie zszokowana tymi treściami, ponieważ tak wyraźnie różniły się to od tradycyjnego podejścia do dzieci, do którego byłam przyzwyczajona. I długo zajęła mi zmiana mojego myślenia i nastawienia. To się nie stało z dnia na dzień i nadal się dzieje. Ale praktyka czyni mistrza. Czasami robię krok do tyłu, ale w perspektywie czasu widzę, jak bardzo się zmieniam, idę do przodu i jak dobrze wpływa to na moją relację z dziećmi.
Teraz wiem, że jako rodzic jestem codziennie wystawiona na miliony sytuacji, w których nie mam pojęcia, co robić i jak odnosić się zachowania swoich dzieci. To, w jaki sposób reaguję na ich trudne zachowania, nie jest stanowczo wynikiem jakiejś mitycznej i wrodzonej intuicji matczynej. To często odbicie tego, jak ja sama byłam wychowywana.
Teraz wiem, że jak dziecko idzie wieczorem spać, to rano może obudzić się z zestawem całkowicie nowych umiejętności. W domu lubimy komentować to informatycznym żargonem: „chyba dostało upgrade” lub „trwa aktualizacja” [czyli skok rozwojowy]:-)
Maluchy zmieniają się z dnia na dzień. I niestety te zmiany są czasami poprzedzone trudnymi zachowaniami dziecka. Świadomość tego pomaga przetrwać te momenty. Jedno z dzieci w trakcie skoku rozwojowego po ukończeniu 2 lat przez miesiąc (dosłownie) jęczało, marudziło, płakało o wszystko, i nie odstępowało mnie na krok. A potem, z dnia na dzień, wróciło nasze pogodne, samodzielne dziecko. Zaczęło wtedy też bardzo logicznie myśleć i bawić się w wyimaginowane zabawy.
Znacie to podejście do dzieci? “Takie duże dziecko a płacze “, „Kto tak brzydko płacze”, “Nie płacz, nic się nie stało. Już dobrze, popatrz tam – ptaszek leci“. Chyba większość z nas była wychowana w poczuciu, że płacz jest zły. Dlatego bardzo długo zajęło mi zrozumienie i przetrawienie w sobie faktu, że płacz może być dobrym zjawiskiem i zadaniem rodzica wcale nie jest sprawienie, żeby dziecko w ogóle nie płakało. Oczywiście, to jest ważny i jedyny sposób komunikacji niemowlaków i nie należy go ignorować. Ale jeśli wszystkie potrzeby dziecka są zaspokojone i fizycznie nic mu nie dolega, to możliwe, że poprzez płacz dziecko wyrzuca z siebie stres, trudne emocje, nadmiar przeżyć. I to jest bardzo zdrowe dla niego.
Teraz traktuję wychowywanie jako proces nawiązywania relacji z dziećmi opartej na zaufaniu. Dla mnie to także obopólna nauka poszanowania własnych granic oraz modelowanie pożądanych zachowań u dziecka poprzez swoje postępowanie.
Teraz uważam, że rodzicielstwo to niesamowita droga samorozwoju i ciągłej pracy nad sobą. W jednym z poradników dla małżeństw przeczytałam kiedyś, że nie można zmienić drugiej osoby. Można zmienić tylko siebie – poprzez dbanie o własne granice czy pracę nad swoim zachowaniem. I ta zmiana siebie samego może wpłynąć pozytywnie na to, jak nasz partner będzie nas traktować. I sądzę, że idealnie wpisuje się to też w relacje rodzic-dziecko. Mamy ogromną moc jako rodzice i możemy modelować wiele dobrych zachowań u dzieci. Ale niestety zbyt często chcemy włożyć dzieci w ramy oraz swoje wyobrażenia i przez to nie widzimy swojego dziecka takim, jakim jest naprawdę.
Nie jestem idealnym rodzicem i ponoć to dobrze dla moich dzieci:-) Bo one wcale nie potrzebują rodziców idealnych. Chociażby po to, żeby nauczyli się sami przepraszać i wyciągać wnioski ze swoich błędów – poprzez obserwację nas i naszych zachowań. Każdego dnia zmagam się z wieloma trudnymi zachowaniami i często nie reaguję na zachowania dzieci tak, jakbym chciała. Ale uczę się, pracuję nad sobą, staram się rozpoznawać potrzeby dzieci, a także swoje granice i dbać o nie. I widzę, jak ogromnie pomaga mi wiedza, którą zdobyłam o dzieciach i wychowaniu, przede wszystkim dzięki nurtowi wychowawczemu RIE.
RIE pomaga mi zrozumieć moje dzieci i ich wymagające zachowania. Pomaga mi postawić granice i nie pozwolić, żeby dzieci weszły mi na głowę. Pomaga mi zachować perspektywę i dobre nastawienie. Pomaga mi cieszyć się każdą chwilą z dziećmi – nawet tą trudną, kiedy mam wrażenie, że nic mi nie wychodzi.
Wychowywanie jest bardzo trudne. Z tego powodu mam nienasycony apetyt na większą wiedzę o rodzicielstwie, rozwoju dziecka, doświadczeniach innych rodziców. To dla mnie swoistego rodzaju terapia:-) Dzięki poszerzaniu swojej wiedzy czuję, że mam dużą moc jako rodzic, tylko muszę ją odpowiednio pokierować, żeby nam się z dziećmi lepiej współpracowało.