Twoje dziecko po raz kolejny wydało całe kieszonkowe na słodycze? Albo uważasz, że kupuje za nie bezsensowne gadżety? A może pozbywa się go już w pierwszym dniu po otrzymaniu, a potem narzeka, że nic mu nie zostało? Kiedy wydaje nam się, że dziecko nieodpowiednio wydaje kieszonkowe, to rośnie w nas potrzeba kontroli. Zanim jej ulegniemy, zadajmy sobie kilka pytań.
Jasne zasady ogromnie pomagają funkcjonować w rodzinie. Niektórzy się ich boją, bo uważają, że zabijają elastyczność i spontaniczność. I może nie sprawdzają się w każdej sytuacji, ale akurat w obszarze finansów bardzo się przydadzą. Przede wszystkim pomagają uniknąć wielu niepotrzebnych konfliktów odnośnie tego, jak dziecko wydaje kieszonkowe.
Warto spisać dokładnie, jakie konkretnie wydatki pokrywają rodzice, a co opłaca sobie dziecko z kieszonkowego. Na przykład: rodzice płacą za jedzenie, ubrania, obuwie, a dziecko z kieszonkowego opłaca swój telefon, słodycze czy prezenty dla innych. Polecam szczegółowe listy - z uwzględnieniem każdego obszaru wydatków. Potem do takiej konkretnej listy można dopasować wysokość kieszonkowego. Dodatkowo warto ustalić, w jakim dokładnie dniu miesiąca kieszonkowe jest wypłacane. I radzę to sobie zapisać w dwóch kopiach i schować dobrze do późniejszego wglądu:) Pamięć ludzka jest zawodna, po co potem szargać sobie nawzajem nerwy niepotrzebnymi dyskusjami, co wpada do kieszonkowego, a co pokrywają rodzice.
I warto przy tej liście spisać sobie jeszcze jedną i najważniejszą zasadę:) Ale o tym na samym końcu po odpowiedziach na pozostałe pytania.
Kto decyduje o tym, co jest “odpowiednim” wydaniem pieniędzy? Jak świat szeroki, ludzie są zupełnie różni, wyznają inne wartości czy priorytety. Także świat dzieci czy nastolatków znajduje się często na przeciwległym biegunie niż świat dorosłych. Oczywiście, dla nas coś może być tylko badziewnym kawałkiem plastiku czy kolejną tandetną pamiątka z wycieczki klasowej. Dla nas jest to strata pieniędzy. Ale dla dziecka jest to zapewne coś ważnego, co ma swoją historię i znaczenie. Dlatego warto popracować nad tolerancją i akceptacją wobec pomysłów naszego potomstwa.
Abstrahuję tutaj od dawania kieszonkowego w zamian za obowiązki domowe czy dobre oceny. To zupełnie inny temat i osobiście nie polecam tego podejścia, bo uzależniamy wtedy dziecko od motywatorów zewnętrznych.
Skupmy się na innej motywacji rodziców. Większość z nas chciałaby nauczyć dzieci samodzielności, zaradności, umiejętności odpowiedniego zarządzania finansami oraz oszczędzania. I dodatkowo chcielibyśmy, żeby młodzi ludzie nie uczyli się poprzez swoje błędy, tylko posłuchali nas - “mądrzejszych i bardziej doświadczonych”. Niestety tak to nie działa - człowiek uczy się najlepiej poprzez własne doświadczenia i błędy. To jest często irytujący i może czasami bolesny proces, ale działa od kilku tysięcy lat całkiem dobrze. Jeśli damy młodzieży przestrzeń do działania, podejmowania decyzji i odczuwania konsekwencji, to najlepiej przyczynimy się do rozwoju ich samodzielności. Nie bójmy się zatem porażek i tego, że dzieci zmarnują pieniądze. To oni sami na własnym doświadczeniu najlepiej zrozumieją, czy odpowiednio wydali dostępne środki oraz czy zakupiona rzecz im się przydała.
Istotne jest jednak to, żeby dzieci miały możliwość odczucia konsekwencji swoich decyzji. Jeśli dziecko wydaje kieszonkowe zbyt szybko i potem narzeka na jego brak lub prosi o dodatkowe pieniądze, to - kierując się miłością do dziecka oraz poszanowaniem dla jego procesu nauki - nie uginajmy się pod naporem jego narzekań czy błagań. Postarajmy się:
To także kluczowe pytanie. Moim zdaniem absolutnie nie da się podzielić odpowiedzialności. Albo to my jako rodzice kontrolujemy wydatki swojego dziecka, albo robi to dziecko zupełnie samo. Jeśli się wtrącamy w to, jak wydaje kieszonkowe, próbujemy nim manipulować, wydawać osądy, zawstydzać go za podjęte decyzje, to zabieramy mu tę odpowiedzialność. Dajemy mu znać, że nie mamy do niego zaufania.
To młody człowiek powinien mieć pełną odpowiedzialność za swoje kieszonkowe. To daje mu poczucie, że jest sprawczy i kompetentny. Więc nawet jeśli nie podoba nam się to, co dziecko chce kupić, starajmy się pamiętać, że to jego pieniądze.
Po raz kolejny i do znudzenia powtarzam: dzieci uczą się przez przykład, a nie przez wykład. Jeśli wydaje nam się, że nasza latorośl ma jakiś problem, to postarajmy się zastanowić najpierw, jakie zachowania my modelujemy? Może nam też zdarza się często wydawać pieniądze bez zastanowienia na rzeczy, które potem leżą nieużywane? Albo nie potrafimy sami oszczędzać?
Warto też rozmawiać o finansach ze swoim dzieckiem. Niestety edukacja finansowa w szkołach często jest bardzo ogólna i nie poświęca się jej ciągle zbyt dużej uwagi. Znaczna część społeczeństwa nie potrafi dobrze gospodarować pieniędzmi, bo ich tego nigdy nikt nie nauczył. Jeśli chcemy, żeby nasze potomstwo dobrze radziło sobie w tym obszarze, to mamy świetną motywację, żeby samemu poprawić swoją wiedzę finansową:)
To chyba już wiecie, jak brzmi najważniejsza zasada umowy co do kieszonkowego?
Na liście, która opisuje, jakie wydatki pokrywa dziecko z kieszonkowego, a co opłacają rodzice, warto dopisać dużymi literami: “KIESZONKOWE NALEŻY DO DZIECKA. RODZICE NIE WTRĄCAJĄ SIĘ DO TEGO, JAK JE WYDAJE”:)
Oczywiście - rozmawiajmy z dzieckiem o jego wyborach i jego wydatkach, ale w spokojnej atmosferze. W poszanowaniu jego decyzji. Bez osądów, krytyki i manipulacji. Okażmy swoje zaufanie do dziecka i jego mądrości: jeśli pozwolimy mu odczuć konsekwencje tego, jak wydaje kieszonkowe, to ono samo dojdzie do wniosku, co się opłaca, a co nie. Lepiej, żeby nauczyło się tego teraz na mniejszych kwotach, a nie roztrwaniając pierwsze wypłaty jako dorosły:)
Nastolatki. Kiedy kończy się wychowanie?, Jesper Juul
Bogaty ojciec, biedny ojciec, Robert Toru Kiyosaki, Sharon L. Lechter