Dziecko ciągle chce bajkę, „tylko jedną”, „tylko Psi Patrol”, a ty masz wrażenie, że cały dzień kręci się wokół ekranu? Raz włączysz z litości, raz z braku sił, raz „bo inaczej się nie da” i nagle trudno policzyć, ile bajek było naprawdę.
W tym tekście opowiadam historię Tosi, 3,5-latki, która żyła od bajki do bajki, oraz jej rodziców, którzy postanowili w końcu zatrzymać tę spiralę. Na ich przykładzie zobaczysz, skąd się bierze to, że dziecko ciągle chce bajkę, jak działa mózg małego dziecka przy ekranach i co to w praktyce znaczy zdrowy czas ekranowy u dzieci w wieku 2–5 lat.
W książce „Twój maluch MOŻE żyć bez ekranów” znajdziesz więcej przykładów, gotowe zasady ekranowe i scenariusze rozmów z dzieckiem.
⏱️ SPIS TREŚCI
00:00 | Wstęp
00:34 | Historia #1 – „3,5-letnia Tosia ciągle prosi o bajkę”
04:24 | Prosta teoria: 4 rzeczy, które pomagają
14:49 | Historia #2 – „Dziś nie puszczę Ci bajeczki”
Transkrypcja odcinka:
– Ja chcę Psi Patrol! – krzyknęła Tosia. Jej mama Teresa zacisnęła odruchowo dłonie w pięść, a w klatce piersiowej poczuła kłucie. Znowu to samo, przemknęło jej przez myśl. Pięć minut temu wróciły do domu z przedszkola. Teresa z trudem nakłoniła córkę, żeby ściągnęła kurtkę, buty i umyła ręce. Tosia była mocno pobudzona, głośna i mało skora do współpracy.
– Oglądałaś już rano dwa odcinki przed przedszkolem, pamiętasz? – odpowiedziała Teresa, mając nadzieję, że spokojna rozmowa coś da i że tym razem Tosia przestanie prosić o więcej. – Umawiałyśmy się, że po południu nie będzie już bajki, bo wczoraj miałaś aż cztery odcinki. Zgodziłaś się na to.
Ale jej słowa odbiły się jak grochem o ścianę. Tosia zaczęła tylko bardziej się denerwować.
– Ja chcę Skye! Tylko jeden odcinek!
– Tosiu, miałyśmy umowę. – przypomniała mama. – Oglądasz za dużo bajeczek. Może jesteś głodna? Zrobię nam coś…
– Nie jestem głodna! – przerwała z rykiem dziewczynka i podbiegła do stołu, na którym o poranku zostawili tablet. Chwyciła go w rączki i włączyła. – Chcę bajkę. Chcę obejrzeć!
Teresy bezradność zaczęła przeradzać się w złość. Czuła, jak napina jej się szczęka.
– Nie! – krzyknęła i wyrwała dziewczynce urządzenie z rąk, odkładając je na wysoką półkę. Głośno i nerwowo stąpając, poszła do kuchni przygotować jedzenie, a Tosia rzuciła się na podłogę i zaczęła mocno płakać.
Głośny szloch Tosi przerywany słowami „bajkę!” bębnił w uszach Teresy, która mieliła w głowie wspomnienia ostatnich miesięcy. W lecie jeszcze nie było tak źle z tym wymuszaniem bajki, bo dużo wychodzili. Ale odkąd zaczęła się jesień i częściej przebywali w domu, Tosia co chwila dopominała się o bajkę. Chciała zazwyczaj oglądać rano przed przedszkolem, a potem pytała po kilka razy popołudniami. A kiedy kończył się jeden odcinek, błagała o kolejny.
Tata Tosi, Tomek, zazwyczaj uginał się i pozwalał na jeszcze trochę. Teresa starała się myśleć o limitach, bo coś tam słyszała, że nadmiar ekranów nie jest dobry, ale nigdy nie miała czasu poczytać o tym dokładnie. W głębi serca czuła też, że sama często traktuje tablet jak koło ratunkowe, kiedy jest zmęczona. Nie była też zawsze konsekwentna. Ciągłe nudzenie o bajkę ją wykańczało, szczególnie że córka fatalnie znosiła odmowę. Wszelkie ogólne próby wytłumaczenia, że co za dużo to niezdrowo, też nie miały sensu. Tosia kiwała w trakcie rozmów głową, ale gdy tylko zaczynała się nudzić lub widziała tablet czy telefon, to chciała coś obejrzeć. Ewidentnie nie potrafili postawić granicy córce.
„Jejku! Jak ja jestem zmęczona tymi ciągłymi prośbami o bajkę! Oszaleć można” – pomyślała Teresa, czując, że już kipi ze złości. Nie za dobrze dawała sobie rady z płaczem córki. Zaczęła racjonalizować sobie w głowie, że może przesadza i trzeci krótki odcinek nie jest przecież tragedią. Westchnęła ciężko, wytarła dłonie o spodnie i wpadła do salonu, niemal rzucając dziecku tablet.
– Masz! Ale to jest ostatnia bajka na dzisiaj! Żebyś mnie więcej o nic nie prosiła!
Dziewczynka od razu się uspokoiła i zaczęła z ekscytacją wybierać odcinek na tablecie. Zrobiło się cicho, jakby ktoś wyłączył dźwięk w mieszkaniu. Ale bynajmniej nie spokojnie. Teresą miotały różne emocje. Czuła się źle ze swoją decyzją, była wkurzona na cyfrowy świat. Dodatkowo w myślach obwiniała córkę za to, że nie potrafi się sama kontrolować – i siebie za to, że znów poddała się szybkiemu rozwiązaniu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zatrzymajmy się tutaj i przyjrzyjmy się, co tu się dzieje.
Przede wszystkim, nie obwiniajmy nigdy dziecka za to, że jego mózg działa poprawnie. Mózg człowieka ma mu zapewnić przeżycie. A kiedy chce nam się żyć najbardziej? Kiedy jest miło i przyjemnie. Dlatego mamy w głowach taki ważny neuroprzekaźnik jak dopamina, która wydziela się już wtedy, gdy pomyślimy o czymś przyjemnym, jak o jedzeniu czy… filmach, bajkach, grach. Bo takie rzeczy dla naszego mózgu są bardzo ciekawą i wciągającą rozrywką.
Dlatego to absolutnie nie jest zła wola, że dziecko ciągle chce bajkę. To po prostu buzuje dopamina. Mózg lubi rzeczy przyjemne i łatwo dostępne. Ekran daje szybki strzał przyjemności, więc mózg zapamiętuje: „Chcę więcej” i podsuwa maluchowi ten pomysł raz za razem. Im łatwiej o nagrodę, tym większy wyrzut dopaminy. A dziś wystarczy przecież jedno kliknięcie i już leci bajka. Nic dziwnego, że dziecko woła o kolejną. To normalna, biologiczna reakcja, a nie „wymuszanie”, „rozpieszczenie” czy „złośliwość” dziecka. Nasza rola polega na tym, żeby chronić rozwijający się mózg, bo w pierwszych latach tworzy on tysiące połączeń i jest bardzo wrażliwy na nadmiar bodźców z bajek. A niestety maluchy, a nawet nastolatkowie, nie mają rozwiniętej umiejętności samokontroli i nie potrafią sami dojrzale powiedzieć sobie „dość ekranów, bo to źle wpływa na mój rozwój i potrzebuję innych aktywności”. Zamiast więc oczekiwać od dziecka „silnej woli”, to my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za stworzenie bezpiecznych ram i warunków.
Dodatkowo jest tu bardzo ważna sprawa do zapamiętania. Ludzki mózg kocha nowość i myśl, że „coś może się wydarzyć”. Niepewność podkręca układ nagrody, dlatego loterie i gry losowe mają takie powodzenie w społeczeństwie. Możesz poszukać na ten temat badań lub poczytać o tym w książce „Wyloguj swój mózg”. Z tego powodu brak jasnych zasad ekranowych i nieregularne zgody rodziców na bajkę mogą jeszcze bardziej podkręcać dopaminę u dziecka i zachęcać je do spróbowania szczęścia. Może rodzic się zgodzi, a może nie. Spróbuję.
A co mówią zalecenia dotyczące czasu ekranowego dla maluchów? Przypomnę podstawy. Zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, Amerykańskiej Akademii Pediatrii i wielu krajowych ośrodków zdrowia są jednoznaczne. Dzieci poniżej 2 lat – zero ekranów (jedyny wyjątek: krótkie wideorozmowy z bliskimi), a od 2 do 5 lat – maksymalnie 1 godzina dziennie. Dodatkowo wszystkie organizacje potwierdzają trzy wytyczne:
To nie są żadne „widzimisię”, tylko wnioski oparte na tysiącach badań na temat wpływu ekranów na dzieci prowadzonych na świecie. Mniej czasu ekranowego to lepszy rozwój motoryczny, poznawczy, intelektualny i społeczny dziecka.
Podkreślę to jeszcze raz. To nie wina malucha, że ulega czarowi wysokodopaminowej rozrywki, jaką są bajeczki. Tak działa mózg. Naszym zadaniem jest stawiać mądre ramy, bo nadmiar ekranów szkodzi, a u małych dzieci do tego nadmiaru bardzo łatwo doprowadzić. Oczywiście, może akurat Twojemu dziecku nie zaszkodzi tak bardzo jak innemu, ale czy naprawdę chcesz to sprawdzać na żywym organizmie?
W mojej książce „Twój maluch MOŻE żyć bez ekranów” pokazuję za pomocą praktycznych konkretów, jak zarządzać ekranami w życiu dziecka, by nie doprowadzić do ich nadmiaru. Tutaj podpowiem cztery najważniejsze wskazówki na tę sytuację, w której utknęli Teresa, Tomek i Tosia.
Po pierwsze. Widać wyraźnie, że Teresa i Tomek nie mają żadnej strategii ekranowej dla swojej córki. Nie ma określonego limitu czasu ekranowego, dobranej treści do wieku ani określonych pór, kiedy bajka może być. A bez tych konkretnych zasad dochodzi właśnie do chaosu i ciągłych, wymęczających negocjacji. To prowadzi niestety też często do tego, że czasu ekranowego jest za dużo, bo raz pozwoli tata, a raz mama, bo nikt tego nie liczy i nie sprawdza, bo luzujemy metodą małych kroczków i dziecko pyta właśnie wtedy, kiedy nam najtrudniej, kiedy nie mamy sił do odmowy i zmierzenia się z silnymi emocjami, które wtedy się pojawiają.
Konkretna, wspólna strategia na ekrany w życiu malucha zmniejsza niepewność po obu stronach i daje spokój na co dzień. I koniecznie pamiętaj o efekcie „gier losowych”: jeśli raz mówisz tak, a raz nie, mózg dziecka dostaje jeszcze większy zastrzyk dopaminy. Pomaga regularność i przewidywalność.
Dobrze zatem, aby Teresa ustaliła z Tomkiem kilka zasad, na przykład takie absolutne podstawy to:
- ile maksymalnie w ciągu dnia powinno być bajek,
- jak często ekran się pojawia (czy codziennie czy dwa-trzy razy w tygodniu),
- w jakich porach dnia w ogóle mogą być bajki (np. nie rano lub nie po 18:00),
- gdzie można oglądać (np. tylko na dużym ekranie),
- jakie treści są ok dla tego wieku.
Dobrze, aby to spisać sobie na kartce. Serio, to 30–60 minut rozmowy i można mieć fundament, który oszczędzi rodzinom codziennych napięć i ciągłych pytań „a mogę bajkę?”. I warto, żeby te zasady były proste i jasne też dla samego dziecka, a nie tylko spisane dla dorosłych.
Idziemy dalej. Spisana strategia to pierwszy ważny krok, a drugi to konsekwentne wdrożenie jej w życie. Kluczowe są pierwsze dni i tygodnie. Jak to zrobimy pewnie i spokojnie, dziecko bardzo szybko przyzwyczai się do nowych zasad.
Najpierw trzeba uprzedzić dziecko o zmianach. Krótko i jasno mówimy, co się zmieni i jak teraz będzie. Prostymi słowami można wyjaśnić, że to dla jego dobra, bo nadmiar bajek jest niezdrowy dla rozwoju.
Potem trzeba liczyć się z testowaniem granic. Na starcie może być dużo niezadowolenia. To normalne. Zadaniem rodzica jest zaakceptować te emocje i dać przestrzeń na płacz czy złość przy jednoczesnym trzymaniu ustaleń. Możesz też nazwać to, co widzisz („Słyszę, że bardzo chcesz bajkę i jest ci trudno, gdy jej nie ma”), dzięki czemu dziecko czuje się zauważone, nawet gdy nie dostaje tego, czego chce. Im więcej spokoju w nas, tym łatwiej dziecko sobie z tym poradzi. Lepiej nie tłumaczyć godzinami i nie starać się przekonać malucha do decyzji dorosłych. Można zastosować „zdartą płytę”: spokojnie powtarzać jedno zdanie, na przykład „dziś bajki nie będzie, sprawdzamy nowe zasady”. I zostań przy dziecku z jego emocjami. Pamiętaj, że dziecko chce bajek, ale ich w ogóle nie potrzebuje, więc absolutnie go nie krzywdzisz. Tak jak nie pozwalasz biegać blisko ruchliwej drogi, tak nie pozwalasz na nadmiar wysokodopaminowej rozrywki, bo obie te rzeczy są dla dziecka niebezpieczne.
Trzylatek stanowczo nie potrzebuje dynamicznego „Psiego patrolu” i to na pewno nie w takiej ilości, jaką ma Tosia. Co innego, jeśli obejrzy jeden krótki odcinek raz, dwa razy w tygodniu, a co innego, gdy ogląda codziennie po 30–60 minut. Szybkie tempo, jaskrawe barwy, częste cięcia kadru i głośna ścieżka dźwiękowa to więcej pobudzenia i niejednokrotnie większe pragnienie powtórzenia tego roller coastera dla mózgu. A niestety maluchy z oglądania takiej dynamicznej bajki najczęściej nie wyciągają kompletnie nic, bo są po prostu zalane bodźcami. W duchu RIE patrzymy tu nie tylko na samą bajkę, ale przede wszystkim na reakcję dziecka po seansie: czy potrafi wrócić do spokojnej zabawy, czy jest raczej rozkręcone i rozdrażnione.
Na początek lepiej wybierać animacje proste, wolniejsze, krótsze, z delikatnym dźwiękiem i jasnym, prostym przekazem. Zdecydowanie odradzam też zaczynać ekranową przygodę od YouTube, bo ma bardzo atrakcyjny system rekomendacji i nieograniczony wybór treści, co bardzo nakręca chęć „jeszcze jednego filmiku”. Podlinkuję też w opisie krótki filmik, w którym tłumaczę, dlaczego edukacyjne pioseneczki na YouTube są fatalnym wyborem dla maluchów.
Rodzice, którzy nie chcą ciągłego nudzenia o bajkę, powinni też zrezygnować z puszczania kreskówek na smartfonie czy tablecie. Te mobilne urządzenia zawsze pod ręką, kuszą i przez interaktywność bywają jeszcze atrakcyjniejsze. Znacznie lepiej sprawdza się oglądanie na projektorze, telewizorze czy większym ekranie. Plus jest to lepsze dla wzroku dziecka. Warto też ograniczyć urządzenia w zasięgu wzroku dziecka, bo sam widok pilota czy telefonu przywodzi na myśl skojarzenie z bajką i podbija pragnienie ekranu.
Na końcu serdecznie zachęcam każdego rodzica do polubienia nudy i do wspierania samodzielnej zabawy dziecka, bo ta aktywność jest najlepszą alternatywą dla ekranów. Nuda to nie problem do zgaszenia od razu bajką. To przestrzeń na pomysły na spędzenie czasu. Samodzielna zabawa jest ważna dla rozwoju dziecka i codzienny nawyk samodzielnej aktywności realnie zmniejsza ciągłą chęć na ekran. W opisie podlinkuję mój podcast o tym, co robić, kiedy dziecko nie chce bawić się samo.
To tylko kilka ważnych akcentów. Jeśli potrzebujesz kompleksowego wsparcia, zachęcam do pobrania darmowego fragmentu „Twój maluch MOŻE żyć bez ekranów”. Tam znajdziesz o wiele więcej konkretów, scenariuszy, podpowiedzi, jak reagować w obliczu różnych ekranowych wyzwań.
A tymczasem przenieśmy się znowu do domu Teresy, Tomka i Tosi. Minął tydzień od pierwszej historii.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Teresa i Tomek zakończyli 45-minutową rozmowę i z dumą spojrzeli na leżącą przed nimi listę, która była wynikiem wspólnych ustaleń. To była ich pierwsza wspólna strategia ekranowa dla Tosi.
Kilka dni wcześniej Teresa podliczyła, ile do tej pory czasu ekranowego miała już Tosia. Okazało się, że jeśli obejrzy 2 odcinki Psiego Patrolu rano i 2 po południu, to już daje 50 minut. A bywało, że w ciągu dnia było tego więcej, bo Tosia przyzwyczaiła się do opcji mobilnej bajki na telefonie i często dostawała ją w wózku w sklepie czy w poczekalni u lekarza. Dodatkowo, próbując odciągnąć uwagę Tosi od bajek, zdarzało im się proponować jej oglądanie zdjęć w telefonie zamiast bajki. W rozrachunku wyszło jednoznacznie, że Tosia przekraczała zalecany maksymalny limit jednej godziny niemal codziennie.
Te liczby ich zszokowały i skłoniły do pogłębienia tematu. Oboje spędzili trochę czasu na poczytaniu o ekranach w życiu maluchów, a następnie na wstępnej dyskusji o tym, jak chcieliby, by wyglądało to w ich domu. Oboje czuli, że chcą mocno pociągnąć za hamulec i skupić się na wsparciu samodzielnej zabawy Tosi.
W spisanej strategii znalazło się kilka punktów. Po pierwsze, nie chcą, by Tosia miała czas ekranowy z samego rana i po 18:00 przed spaniem. Ponieważ dwa dni w tygodniu wszyscy wracali późno do domu, naturalna wydała im się decyzja, że to będą zupełnie bezekranowe dni. Jeśli chodzi o długość czasu ekranowego w pozostałe dni, oboje poszli na kompromis (bo Teresa chciała to mocno zredukować, a Tomek nie) i zgodzili się na 30–40 minut. Wypisali także trzy tytuły bajek, które Tosia będzie miała do wyboru: Tygrysek Daniel, Kicia Kocia oraz Wyspa Puffinów. Na końcu dopisali, że od tej pory Tosia będzie oglądać bajki tylko na telewizorze.
Kolejny dzień powiedział im „sprawdzam”. Na początku poszło gładko. To była niedziela, więc od razu z rana, przy śniadaniu, powiedzieli Tosi, że mają ważne dla niej wieści i odczytali jej na głos strategię. Wyjaśnili prostymi słowami, że dużo ostatnio czytali o tym, jak bajki wpływają na dzieci i że jako rodzice chcą zadbać o jej zdrowy rozwój i wprowadzają te zasady. Tosia zainteresowała się jedynie informacją, że dziś może obejrzeć bajkę. Trochę nie spodobało się jej, że to nie będzie Skye, ale szybko zaciekawiło ją, co nowego rodzice jej puszczą. Z nowych tytułów wybrała Tygryska Daniela i bardzo ucieszyła się, że tata będzie oglądał razem z nią. Rodzice przypomnieli jej, że to będą trzy krótkie odcinki i że na tym koniec bajek na dzisiaj.
Po obiedzie Tosia od razu postanowiła poprosić o kolejną bajkę, jakby poranne ustalenia w ogóle nie istniały.
– Tatuś, ja bardzo chcę obejrzeć Skye. – zaczęła, podchodząc do Tomka, który sprzątał kuchnię po posiłku i lekko ciągnąc go za koszulkę.
– Słyszę cię, kochanie, chyba szukasz pomysłu na spędzenie czasu – odpowiedział Tomek spokojnie. – Nie włączymy ci dziś więcej bajek, bo byłoby to dla ciebie niezdrowe. Nie chcemy także, abyś oglądała Psi Patrol, bo nie jest dopasowany do twojego wieku. Jeśli potrzebujesz, podam ci maskotkę Skye, żebyś się nią pobawiła. Za godzinę będę też miał trochę czasu, to możemy się pobawić razem.
– Bajkę! To może być Tygrysek! – nie ustępowała Tosia.
– Jak mówiłem, bajek już dzisiaj nie będzie. Także Tygryska. – powtórzył spokojnie Tomek. Tosia ruszyła do salonu w poszukiwaniu tabletu lub telefonu, ale rodzice odłożyli je wcześniej poza zasięg jej wzroku. Rzuciła się więc na kanapę i zaczęła głośno płakać, wołając „bajkę, bajkę!”.
Teresa weszła do salonu. Słyszała, co się dzieje, i jeszcze przed tym, w łazience, wzięła kilka głębokich oddechów oraz przypomniała sobie, że wszystkie emocje są OK i że te ograniczenia są dobre dla Tosi. Czuła w sobie automatyczną chęć stłumienia płaczu córki i zaproponowania jej czegoś w zamian, ale pamiętała, że ani odwracanie jej uwagi od emocji, ani wymyślanie jej aktywności nie jest dobrą drogą. „Świetnie, mam możliwość przećwiczenia nowej strategii” – pomyślała. Przysiadła obok i powiedziała:
– Widzę, że bardzo mocno chcesz bajkę. Nie podoba ci się, że już dzisiaj oglądałaś i więcej nic nie będzie. Jestem obok, jeśli masz ochotę się przytulić.
Tosia nie zareagowała. Dalej płakała i uderzała nóżkami o kanapę. Teresa siedziała cicho obok, skupiając się na zachowaniu spokoju i licząc w myślach kolejne oddechy. Po kilkunastu minutach Tosia zaczęła przysuwać się powoli w stronę mamy, aż w końcu wsunęła głowę na jej kolana. Teresa zaczęła ją delikatnie gładzić po włosach, a szloch Tosi się uspokoił.
– Pobaw się ze mną! – powiedziała po chwili Tosia.
– Teraz bardzo chcę wypić kawę. – odpowiedziała Teresa. – Mogę jednak wypić ją w twoim pokoju na podłodze i popatrzeć, jak się bawisz.
– Chcę z tobą się bawić!
– Wiem i będziemy miały dziś na to czas. Teraz potrzebuję, żebyś pobawiła się sama. – powiedziała pewnie Teresa pamiętając, że muszą popracować też nad samodzielną zabawą córki.
Tosia, choć z naburmuszoną miną, ostatecznie zgodziła się na to. Początkowo plątała się z kąta w kąt, próbując wciągnąć mamę w zabawę, ale Teresa spokojnie powtarzała, że jest teraz tylko obserwatorem i pije kawę. W końcu Tosia wciągnęła się w układanie puzzli.
Teresa odetchnęła z ulgą, patrząc na dziewczynkę. Czuła się naprawdę dobrze. Spodziewała się dużo gorszej reakcji córki. Oczywiście jeszcze kilka bojów przed nimi, ale te spisane zasady wiszące na lodówce dawały jej poczucie, że w końcu ma nad tym kontrolę.
– Spoko wyszło, co? – powiedział Tomek cicho, dołączając do niej w pokoju Tosi. – Powiem ci, że to odmówienie bajki dzisiaj przyszło mi tak lekko. Po prostu wiedziałem, że nie i koniec, bo takie zasady oboje ustaliliśmy. Zero tracenia energii na myślenie, czy jeszcze może, czy nie. Taki spokój był we mnie. Wieczorem Tosia ponownie spróbowała zapytać o bajkę i ponownie spotkała się ze spokojną i stanowczą odmową rodziców. Podobnie było w trakcie kolejnych dni. Na początku zdarzały się burzliwe reakcje Tosi, szczególnie gdy była głodna i zmęczona. Jednak po tygodniu dziewczynka przyzwyczaiła się do nowych zasad i tylko sporadycznie pytała o dodatkową bajkę czy o włączenie Psiego Patrolu, już bez tak gwałtownych reakcji jak wcześniej.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
💛 Jak jeszcze mogę Ci pomóc? Sprawdź moje szkolenia, konsultacje lub książki: https://corobickiedydziecko.pl/sklep/



Dodaj komentarz